|
Wysłany: Sob 15:01, 19 Sty 2008
|
Niepozorny mężczyzna wszedł na pobliskie podium. Wraz z nastaniem następnego dnia miejsce to miało się stać "placykiem wisielców".
Szybkimi ruchami poprawił płaszcz i przylizał włosy.
Otwierał i zamykał kilkakrotnie usta i w końcu wydał z siebie pierwszy dźwięk:
"Zgwałciłaś, niepobożna śmierci, oczy moje,
Żem widział umierając miłe dziecię swoje.
Widziałem, kiedyś trzęsła owoc niedordzały,
A rodzicom nieszczesnym serca sie krajały.
Nigdyć by ona była bez wielkiej żałości
Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości
I serdecznego bolu, w którymkolwiek lecie
Mnie by smutnego była odbiegła na świecie;
Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,
Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy.
A ona (by był Bóg chciał) dłuższym wiekiem swoim
Siła pociech przymnożyć mogła oczom moim.
A przynamniej tym czasem mogłem był odprawić
Wiek swój i bogini ostatniej sie stawić,
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,
Której równia nie widzę w tej tu śmiertelności.
Nie dziwuję jedenj, że na martwe ciała
Swoich namilszych dziatek patrząc, skamięniała."
Jego wiersz przerwał tupot ciężkich butów i kilka cięć mieczem...
"Tren remix by J. Kochanowski" |
|